+48 666 867 642,
biuro@lusiaoginska.pl

+48 666 867 642
biuro@lusiaoginska.pl

Spektakl Samoobrony, czyli pod brukselskim knutem. "Wyborcza" 2005-01-06 (06-01-2005)

Roman Pawłowski
2005-06-01

Miało być tak jak ze Słowackim i Mickiewiczem, którym zaborca zdusił gardło pieśni. Lusia Ogińska, autorka "Księgi Roztoczańskich Krasnali", także była prześladowana. Polskojęzyczne teatry odrzucały jej rozliczeniowy dramat "Zmartwychwstanie", napisany w setną rocznicę "Wesela" Wyspiańskiego. Już się wydawało, że tak jak "Dziady" będzie krążył w odpisach, gdyby nie Samoobrona. Dzięki poparciu światłych mecenasów w biało-czerwonych krawatach doszło we wtorek [31 maja] w Sali Kongresowej w Warszawie do światowej prapremiery dzieła Ogińskiej. Ten pamiętny dzień zapisze się złotymi literami w historii polskiego narodu - narodził się nam olbrzymi talent, przy którym bledną różni Miłosze i Szymborskie.

"Zmartwychwstanie" to bolesny portret naszej umęczonej Polski, jęczącej w niewoli pod brukselskim knutem i atlantyckim butem. Rzecz dzieje się współcześnie w słynnej chacie w Bronowicach, w której po stu latach od tamtego wesela odbywa się wesele nowe. Panem Młodym jest wrażliwy polonista zakochany w Wyspiańskim, Panną Młodą - córka prezesa bogatej firmy ze stolicy. Tak jak przed stu laty przez bronowicką izbę przewija się galeria postaci reprezentujących wszystkie stany naszej obolałej Ojczyzny. Jest tu sprzedajny Polityk, który za judaszowe srebrniki zmienił poglądy ("na wyborach w stolicy/ stałem się posłem prawicy"), obleśny Redaktor, który czyha na cześć młodych Polek ("niech się Kasia nie frasuje/ ktoś się nią zaopiekuje") i Ksiądz, który zamiast pilnować owieczek, pije wódkę. Tylko żyda już nie ma, zastąpił go gruby Bankier, który po dawnemu "pilnuje cyferek".

Diagnoza, którą stawia Ogińska, nie jest wesoła: głównym problemem w dzisiejszej Polsce jest brak czystości przedmałżeńskiej. Pan Młody na weselu dowiaduje się, że Panna Młoda ma dziecko z innym. W tragicznym monologu, który śmiało można zestawić z Wielką Improwizacją Konrada mówi z goryczą o upadku rodziny: "Czymże ten Polski dom?!/ To spęd bydląt!/ Pożądanie ich religią!". I aby wyrazić swój ból, nawiązuje do przykładów z ornitologii: "Orzeł gdy złączy się z orłem/ oddaje mu swoją wierność!/ Może dlatego jest naszym godłem?/ Może w tym tkwi niepodległość?".

Oburzeni nieczystością Panny Młodej wstają z grobów widma żołnierzy z Katynia i Powstania Warszawskiego, aby razem z Panem Młodym rzucić w twarz wywłoce: "Po co my umarli, o co my walczyli?". Ta jednak nie chce słuchać i oddaje się rozpuście z ryżym kochankiem. Autorka nie unika także tematów politycznych: padają gorzkie słowa pod adresem demokracji, które wypowiada widmo Piłsudskiego: "Ona tylko diabłu służy/ prawem polityków chroni", oraz pod adresem Unii Europejskiej, którą chłoszcze Redaktor: "łopocze flaga brukselska/ i słychać chichot historii/ chichot Lenina, Marksa, Engelsa". W finale czara goryczy się przepełnia i na Warszawę ruszają miliony ludzi, żądających "śmierci dla zdrajców". Ten fragment na premierze był gorąco oklaskiwany przez sympatyków Samoobrony.

Nic a nic nie zmieniło się od czasów Wyspiańskiego, jak pisze poetka: "wciąż te same spory, swary/ wciąż honoru brak i wiary". Inny tylko diabeł przygrywa chocholemu tańcowi. Reżyser Bohdan Poręba subtelnie daje do zrozumienia, kto gra na polskim weselu: w jego przedstawieniu grajek ma kręcone włosy, w prologu zapala siedmioramienny świecznik, a potem gra na żydowską nutę. Znamy dobrze tych grajków: choć ukrywają się pod nowymi nazwiskami, melodia, którą grają, jest wciąż ta sama, antypolska.

Reżyser znalazł jednak wyjście z zaklętego kręgu polskich dylematów. Zmienił pesymistyczny finał sztuki: chocholi taniec przerywa grom z jasnego nieba, czyli z sufitu Kongresowej. Grajek pada martwy, z krzyża schodzi Jezus Chrystus i, poprawiwszy koszulę, rusza na widownię między działaczy Samoobrony z przewodniczącym Lepperem na czele. Wszyscy klękają. Z głośników słychać hymn "Redemptor hominis". To czytelne nawiązanie do idei wielkiej narodowej platformy wyborczej z Samoobroną i LPR-em pod patronatem redemptorystów wywołało entuzjazm na widowni, która nagrodziła artystów długą owacją na stojąco.

Jeśli chodzi o wykonanie, uwagę zwrócił Jerzy Nowak (Chłop), który bardzo ładnie trzymał kosę. Piłsudski (Ryszard Bacciarelli) nie był w ogóle podobny, za to Chrystus (Bogusław Parchimowicz) - bardzo.

Lusia Ogińska "Zmartwychwstanie", reż. Bohdan Poręba, prapremiera 31 maja w Sali Kongresowej w Warszawie.